Przed losowaniem rund wstępnych do Ligi Europy zapewne każdy z nas miał jakiegoś swojego faworyta, puszczając wodzę fantazji widział siebie na jakimś bliżej nieokreślonym sektorze gości. Dla wielu fanatyków największym marzeniem jest trafić wyprawę w kierunku bałkańskim. Konia z rzędem temu, kto przewidziałby taki scenariusz przed losowaniem! Los obdarował nas wyjątkowo hojnie. Po ciekawej wyprawie do Sofii przyszedł czas na tzw. "Crème de la Crème" dla każdego zorientowanego w realiach kibicowskich w Europie - Partizan Belgrad!
Wspólnie ustalono, że wyjazd do Belgradu odbędzie się wyłącznie autokarami, bezpośrednio na mecz. Zbiórka została zaplanowana w środę, a zatem w przeddzień meczu, w godzinach wieczornych. Do przejechania około tysiąc kilometrów, zatem zapas czasowy wydawał się być wystarczający. Do granicy zewnętrznej UE wraz z przebytymi kilometrami - znikały coraz to większe zapasy alkoholu, ale w dobrych nastrojach około godziny 13 docieramy pod węgiersko-serbskie przejście graniczne. Szybki wgląd węgierskiego celnika do środka autokaru i wjazd na serbską stronę. Tutaj postanowili się pokazać gamonie z serbskiej kontroli granicznej, rekwirując z naszych autokarów co popadnie, włącznie z alkoholem i żywnością. Niestety, każdy z nas musiał przejść bardzo skrupulatną rewizję osobistą, co znacznie wydłużyło nasz pobyt na granicy. Mimo wszystkich niedogodności każdy z nas liczył na punktualny dojazd na mecz, wszak mieliśmy blisko 7 godzin do rozpoczęcia spotkania, a drogi nam pozostało na zaledwie 2-3 godziny. Niestety, celnicy postanowili za wszelką cenę pokazać nam, że w sumie to przecież oni się nigdzie nie spieszą i pierwszy autokar wraz z pasażerami sprawdzali około 2 godzin, a wszystkich razem było przecież 6 (plus 2 busy). W naszych szeregach, co zrozumiałe, narastała frustracja. Postanawiamy się wysypać i zaznaczyć swoją obecność kilkoma okrzykami. Jak już wcześniej zostało wspomniane, wyjątkowo skrupulatna kontrola doprowadziła do tego, że zaglądali nawet do pojemników z jedzeniem. Wyjątkowo niebezpieczne narzędzia, jak na przykład sztućce plastikowe, obowiązkowo znalazły swoje miejsce w depozycie. Ku rozpaczy wyjazdowiczów - razem z całym zapasem środków rozweselających. Każdy wiedział, że “depozyt” depozytem jest tylko z nazwy, a na zwrot ekwipunku nie ma co liczyć.
Wkurwienie narastało wyjątkowo, ale w końcu nadeszła godzina 18:30 i dostaliśmy zgodę na wjazd na terytorium Serbii. W tym momencie już tylko każdy liczył na jak najszybsze dotarcie pod bramy stadionu Partizana. Początek trasy napawał optymizmem, kolejne kilometry mijały w dość przyzwoitym tempie. Niestety, w pewnym momencie konwój zwolnił i nastąpiło przekazanie nas w ręce żandarmerii, która za punkt honoru obrała sobie wkurwienie nas do granic możliwości i transportowanie z zabójczą prędkością 60km/h. Kilka prób wyprzedzenia "pilota" kończy się na zatrzymaniu całej grupy i nerwową wymianą zdań z prowodyrami całego zamieszania. Po chwili ruszamy dalej. W tym momencie każdemu z nas już zależało tylko na tym, żeby zdążyć chociaż na chwilę meczu. Dość sprawny przejazd przez miasto i wreszcie meldujemy się pod bramami. Tu niestety po raz kolejny nie popisali się miejscowi stróże prawa i każdy autokar osobno przechodził kontrolę na sektor, która mimo wszystko szła dość sprawnie. Porządkowi nie byliby sobą, gdyby znów na coś bystrego nie wpadli. Wszelkie potencjalnie niebezpieczne element typu zapalniczki czy monety dostały zakaz stadionowy. Pierwsza grupa eskapady melduje się na sektorze około 60 minuty meczu, ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia i ostatnie osoby wchodzą w okolicach 80 minuty spotkania.
Nasz doping rozpoczynamy w momencie, gdy pierwsza większa grupa weszła na obiekt. Trzeba przyznać, że wyjątkowo kozacko prezentowaliśmy się wokalnie tego dnia. Dawno takiej korby nie było na naszym wyjeździe, każdy dawał absolutnie maksa z siebie. Mieliśmy ze sobą kilka flag, jednak tradycyjnie główny aktor wieczoru w postaci miejscowej policji, postanowił zablokować nam dostęp do ogrodzenia i tylko nieliczne z nich zostały wyeksponowane. Pozostałe były albo trzymane w rękach, albo rozwieszone na siedzeniach. W sumie wszystkich razem zgromadzonych na naszym sektorze było 360 osób, w tym konkretne wsparcie od każdej z naszych zgód: Arka Gdynia 17 osób, Falubaz 20 osób, Odra Opole 15 osób, Zawisza Bydgoszcz 20 osób i Polonia Bytom w liczbie 38 osób. Wszystkim dziękujemy za wsparcie na tym wyjeździe! Jeszcze słowo o naszej chojnowskiej ekipie - wybrało się nas do Belgradu 11 osób. Ach no tak, jeszcze coś o kibicach Partizana. Dopingu praktycznie u nas nie słychać. Z relacji osób, które wybrały inny środek transportu wynika, że potwierdzili to, z czego słyną - głośny, równy i wyjątkowo melodyjny śpiew. Do tego dość konkretne oflagowanie swojego sektora.
Powrót bez historii. Ku naszemu zdziwieniu, na granicy Serbia-Węgry powraca do nas alkohol z depozytu!
Na boisku przez niemal całe spotkanie gra pod dyktando Partizana, ale dzięki heroicznej postawie naszych grajków udaje się wywieźć remis z trudnego terenu, dzięki czemu mecz w Lubinie jawi się nam jako spotkanie wyjątkowej rangi. Na meczu rewanżowym na pewno nie zabraknie kibiców przyjezdnych, więc pokażmy im, że my również potrafimy zrobić prawdziwy kocioł. Zatem: wszyscy niezdecydowani, kupować bilety i namawiać kolegów na ten mecz. Ponieśmy piłkarzy do zwycięstwa, niech ten pucharowy sen trwa!
Wszyscy na Przodek, wspieramy dopingiem ukochane Zagłębie!