Kibicowanie w Chojnowie ma długą historię. Od zawsze od starszych kolegów można było usłyszeć opowieści z wypraw do Wrocławia, co nakręcało mocno młodszych. Jednak inne czasy, inne realia spowodowały, że wyjazdy na malinowe tereny mocno spowszedniały i nie dostarczały emocji takich, jakich się spodziewaliśmy. Rok przerwy zrobił swoje i po ostatniej słabej liczbie można było się spodziewać, że wykorzystamy zamówioną pulę biletów.
Nasza zbiórka zaplanowana była na godzinę 13.30. Pojawiło się na niej 64 osoby z Chojnowa. O 14.00, gdy autokary z Bolesławca dołączyły do nas, wyruszyliśmy w silnej eskorcie policyjnej w podróż do Wrocławia. Trasa nieco nam się dłużyła, ponieważ 60km/h zdecydowanie nie jest prędkością autostradową. Na miejsce docieramy około godziny 16.45. Szybki desant z autokarów, w miarę sprawne wpuszczanie kibiców (jak na mecz podwyższonego ryzyka) i jesteśmy na sektorze, który tego dnia został udekorowany następującymi flagami: Zagłębie (h), FC Bolesławiec, FC Strzegom, FC Ścinawa, FCPolkowice, Na Wyprawie, OCB 03, fanatyczni chojnowianie, SZL, Odra Opole, Zagłębie (lonsdale), Zagłębie Lubin (TT).
Widowisko rozpoczęło się dla nas idealnie. Szybkie dwie bramki ustawiły spotkanie i po 17 minutach mecz praktycznie był już rozstrzygnięty. Śląsk prezentuje dwie oprawy. Warto zauważyć, że vicemistrzowie wszechświata i okolic użyli podczas jednej z kartoniad grafiki używanej często przez nas. Czy jest to niedopuszczalne? Nie, ale możemy tu mówić o małym faux pas ultrasów z Wrocławia. Podczas prezentacji oprawy nawiązującej do ukazującego się w kinach filmu „Historia Roja” oraz niedawno obchodzonego Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych Śląsk odśpiewuje Mazurka Dąbrowskiego, my gdy tylko orientujemy się, że śpiewany jest hymn przyłączamy się i wspólnie wykonujemy cztery zwrotki. Trzeba przyznać, że prezentacje były bardzo dobre w przeciwieństwie do ich dopingu, który u nas w sektorze był całkowicie niesłyszalny. Z tego względu ciężko było powymieniać się uprzejmościami, więc „pozdrawiamy” parę razy ekipę z Wrocławia i wracamy do dopingowania swojej drużyny. Po obu stronach odpalona zostaje duża liczba pirotechniki. Młyn Śląska dość dobrze wypełniony, natomiast reszta stadionu nie odbiega znacznie od tendencji panującej w całej Polsce, czyli pustki.
Po meczu świętujemy razem z piłkarzami zwycięstwo nad lokalnym rywalem, a kibice Śląska zabierają swoim kopaczom koszulki. Dużo musiało się zmienić w mentalności wrocławian, skoro kilka lat temu mecz malinowych z Zagłębiem nie był dla nich derbami, a teraz rozwścieczeni tak reagują na porażkę z nami. Wymiana pokoleń chyba zrobiła swoje, za czasów pewnego wrocławskiego bajkopisarza derby mogły być grane tylko na wrocławskim podwórku, a - z tego, co nam wiadomo - Lubin nie został wchłonięty przez sąsiada zza miedzy. Ale niech tak zostanie, na pewno sprzyja to dobrej mobilizacji, a co za tym idzie widowisku na stadionie. Po meczu dominowały żarty, że mogły to być ostatnie derby na długie lata, biorąc pod uwagę wątpliwą jakość wrocławskich grajków. Jak się okazało po ostatnim posiedzeniu komisji ligi, nawet w przypadku utrzymania Śląska w lidze, w następnym sezonie oba pojedynki odbędą się bez udziału kibiców przyjezdnych. Po około godzinie spędzonej na sektorze po zakończeniu meczu udajemy się do autokarów i wracamy spokojnie do domów. W Chojnowie jesteśmy około godziny 23.00.